Aktualności

Treść

W Mizerowie na ulicy można spotkać spacerującego bociana. Ptak ten to wielka atrakcja tej miejscowości.

Wszystko zaczęło się 15 września 13 lat temu, kiedy to na podwórku Róży i Antoniego Bielaników zamieszkał biały bocian. Ptak wypadł z gniazda w Średnim Dworze i złamał skrzydło. Błąkał się później po łąkach, bo ze względu na kontuzję, nie mógł latać. Bielanikowie zauważyli wycieńczonego ptaka i przygarnęli do siebie. – Był ledwo żywy, nie mógł nawet stać. Z trudem opierał się o ścianę. Nie wiedzieliśmy, czym go karmić, bo nie chciał jeść żab. Daliśmy mu płucka, które mieliśmy przygotowane dla psa. Dziś to jego ulubiony przysmak. Zjada ich ok. 25 dkg dziennie. Czasem je też wątrobę i nerki – opowiadają Bielanikowie.
Bocianie przysmaki przez lata dostarczał im Józef Rozmus z Mizerowa. Robił to za darmo, bo żal mu było ptaka i chciał pomóc tej rodzinie. O pokarm dbali też mieszkańcy Mizerowa. Małe rybki zostawiały mu pod płotem dzieci sąsiadów. Jednak któregoś dnia tak się nimi objadł, że już nie che ich jeść.
Pod troskliwą opieką Bielaników bocian odzyskał sprawność, ale do dziś nie potrafi dobrze latać. Złamane skrzydło zwisa mu bezwładnie i znosi go na jedną stronę. Kajtek, bo tak go nazwano, najbardziej lubi chodzić po podwórku i łąkach, gdy zboże nie jest za wysokie. – To dlatego, że dwa lata temu zgubił się w zbożu i wszyscy go szukaliśmy – mówi pani Róża. – Bardzo się wtedy martwiliśmy, bo Kajtek jest już z nami 13 lat i traktujemy go jak członka rodziny.
Kajtek nic sobie jednak z tych obaw nie robi i ciągle płata im jakieś figle. To ściągnie kiełbasę z grilla, to wyrwie świeżo wsadzone kwiatki, czy zostawi swoje odchody na schodach. Raz włożył nawet dziób do kosiarki, którą pan Antoni kosił trawę. Z rany mocno lała się krew i myśleli, że już po nim. Synowa robiła mu jednak opatrunki i dziób się zagoił.
Kajtek na podwórku czuje się panem. O swoje miejsce walczy z psami i nie toleruje kotów. Nie da sobie w kaszę dmuchać. – Nie daj Boże, ktoś chciałby go pociągnąć za dziób czy w inny sposób skrzywdzić. Odda na sto procent – opowiada pani Róża. – Kajtek reaguje na nasz głos i da się pogłaskać, ale na ręce może go wziąć tylko mój mąż.
Na swoje legowisko wybrał kotłownię. Wychodzi stamtąd „szary”, ale chroni się tam przed zimnem i deszczem. Spaceruje nawet zimą. Zmarznięty ogrzewa się później przy piecu.
Mimo że jest mu u Bielaników dobrze, Kajtek tęskni za swoją ptasią rodziną. – Kiedy bociany przylatują i odlatują do ciepłych krajów, nie chce jeść i widać, że jest smutny. Ale kiedy do nich idzie, bociany odtrącają go i biją. Widocznie czują, że jest inny.
Jak się dowiedzieli, bociany żyją około 25 lat. Ich bocian jest w połowie tego wieku, ale nie wyobrażają sobie, by mógł odejść. Przyzwyczaili się do niego i bardzo polubili.
Sabina Bartecka


Do kontuzji bocianów dochodzi wskutek niefortunnego lotu, spłoszenia przez psa lub człowieka. Kiedy ptak zostaje zmuszony do szybkiego manewrowania pomiędzy coraz liczniejszymi liniami, słupami, wieżami telefonów - wtedy nietrudno o wypadek.
Ludzie widząc zostające na zimę bociany martwią jak je złapać, żeby nie zamarzły. - Najlepiej jest poczekać na odpowiedni moment – radzą ornitolodzy. - Osłabiony ptak w końcu zbliży się do człowieka, schowa się w zabudowaniach i jest to sygnał, żeby mu pomóc.
Wtedy najlepiej zawiadomić dyrekcję najbliższego parku krajobrazowego, konserwatora przyrody, nadleśnictwo, gminę, lekarza weterynarii, nauczyciela biologii. Ludzie ci będą wiedzieli, co robić dalej.